środa, 10 lipca 2013

Spotkanie z mamą sarną

Najpierw trzeba było przejść 500 metrów przez pole pszenicy. Na szczęście były pasy techniczne, więc szło się łatwo, chociaż nudno. Tylko dzicze ślady w błocie świadczące, że nie ja jedna korzystam z tej ścieżki, urozmaicały trochę spacer.


Potem okazało się, że dalsza droga prowadzi przez jeżyny, trzciny, chmiel, pokrzywy, wierzby, olchy, derenie, głogi i dwa muliste, głębokie i szerokie rowy, na szczęście ze sporą liczbą poprzewracanych i pochylonych pni, gałęzi itp. 


I kiedy wygramoliłam się wreszcie z ostatniego rowu i wyszłam na równiutką, niedawno skoszoną łąkę (co za komfort!)... zobaczyłam je. A one mnie nie. Stałam sobie tak, bojąc się oddychać, a one się pasły. Mama sarna i dwie małe sarenki. 


Pierwszy zauważył mnie jeden z maluchów. Co to takiego?


Za chwilę patrzyły już oba, a mama pasła się dalej spokojnie - a może tylko udawała?


Wreszcie ona też spojrzała. Dziwny obiekt w czerwonej koszulce i zielonym kapeluszu nie wydał jej się bardzo groźny, ale jednak podejrzany...


...bo całe towarzystwo, skubiąc trawę, zaczęło powoli przesuwać się w kierunku zarośli.


Nagle zawiał lekki wiaterek. Ode mnie w kierunku saren. Mama sarna stanęła nagle, popatrzyła, nastawiła uszy, poruszyła nosem...


...zrobiła głupią minę...


...szczeknęła ostrzegawczo jak kozioł, po czym całe towarzystwo w ciągu sekundy uciekło mi z kadru i schowało się w krzakach :-)


I tyle je widziałam :-)

1 komentarz:

  1. Świetny reportaż ze spotkania :)
    Wczoraj widziałam bociana siedzącego w lesie na gałęzi drzewa , ...... wyglądał jak ufo-ptak,:)
    Niesamowity widok ..
    Po cichu podczytuję :)
    Pozdrawiam
    Ala

    OdpowiedzUsuń