wtorek, 30 kwietnia 2013

Spadaj na szczaw

...my już spadliśmy i nazbieraliśmy :-)

Szczawiowa to chyba najbardziej znana zupa z dzikiego zielska, szczaw można zresztą nawet kupić na bazarkach, a niektórzy uprawiają go w ogrodach. U nas rośnie... wszędzie. Jest plagą na grządkach, pod niepozorną rozetką liści kryje się gruby, palowy, nawet półmetrowy korzeń. Cały sad zieleni się szczawiem. Zapakowałam więc dziś młodszą latorośl do wózka i wyruszyliśmy na szczawiobranie. 



Przepisów na szczawiową jest mnóstwo, każdy oczywiście jedyny słuszny. Z jajem i bez jaja, na rosole mięsnym albo bulionie warzywnym, z ziemniakami, marchewką, mniejszą lub większą ilością szczawiu... Szczaw dodaje się bezpośrednio do zupy albo wcześniej podsmaża na maśle, posiekany albo nie... 

A ja zagotowałam wodę w garnku, w moździerzu roztarłam po kilka kulek kolendry, pieprzu i ziela angielskiego, wsypałam do wrzątku, dodałam szczyptę majeranku i tymianku. Potem wrzuciłam pokrojone w kostkę ziemniaki, posoliłam, chlupnęłam oliwą i tak się gotowało, aż ziemniaki zmiękły. W tym czasie rozprawiłam się ze szczawiem, uwolniłam ślimaki, przebrałam i grubo posiekałam. Ponieważ nie dodawałam do zupy marchwi (z braku ładnej, co o tej porze roku nie dziwi), wrzuciłam jeszcze garść marchwiowych w smaku liści podagrycznika. A na końcu szczaw - młodziutki, więc gotował się zaledwie kilka minut. Dobrych parę garści. Babcia stwierdziła, że za dużo i za kwaśna, ale ja lubię kwaśną. W końcu to szczawiowa.


Jajko można podać osobno albo wrzucić posiekane. Ja siekam. Pamiętam, że kiedy to babcia robiła szczawiową (nie pamiętam, czy faktycznie mniej kwaśną, pamiętam że nie lubiłam tego zwisającego zielska), jajko podawała osobno, zjadałam je na początku i potem miałam szczawiową bez jajka ;-)

Ciekawe, co jeszcze można zrobić ze szczawiu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz