wtorek, 26 czerwca 2012

Jaka jest przyczyna wypadków?


Kilka dni temu na portalu wyborcza.pl Janusz Osadziński, chirurg i lekarz pracujący na oddziale ratunkowym warszawskiego szpitala napisał tekst o tym, kto jego zdaniem i według prowadzonych przez niego szpitalnych statystyk jest „drogowym mordercą”, czyli głównym sprawcą wypadków. Zdaniem lekarza nie jest to stereotypowy młodzieniec pędzący czarnym BMW z ciemnymi szybami ani szalony motocyklista, a raczej kobieta w wieku 30-40 lat w dobrym, służbowym aucie, jadąca spokojnie przez miasto. Pisze, że „głównymi przyczynami wypadków w Polsce nie są szybkość, brawura, alkohol, dziurawe drogi, kiepskie samochody. Głównymi przyczynami są: bezmyślność, skrajna głupota, kretynizm, debilstwo, idiotyzm i durnota kierujących samochodami osobowymi.

Na tekst zareagowało wielu internautów, ja sama udostępniłam go na FB, przyznam że trochę mnie zszokował – sama jestem kobietą w tym przedziale wiekowym... Zauważono jednak również, że policyjne statystyki mówią zupełnie co innego – kobiety powodują stosunkowo niewiele wypadków, a tekst trąci szowinizmem. „Moim zdaniem najbardziej prawdopodobna jest następująca diagnoza: pan doktor cierpi na przewlekły zespół efektu potwierdzania wywołany przez ostrą mizoginię. Pan doktor najwyraźniej ma ugruntowany pogląd na temat kobiet za kierownicą - i sądząc po reakcji na jego tekst, ten pogląd podziela wielu Polaków.” - napisał(a) blogdebart.

Ostatnio trochę więcej jeżdżę samochodem, dziś zrobiłam 200 km przeplatając trasę pracą na łąkach, a że kilka dni temu zaliczyłam pierwszą w życiu stłuczkę, sporo myślałam na ten temat – skąd się biorą wypadki? Znam statystyki – ale wydaje mi się, że one nie mówią wszystkiego. Alkohol to przyczyna stosunkowo niewielkiego odsetka zdarzeń drogowych. Tak samo niesprawne pojazdy, dziurawe drogi, szaleńcza prędkość, fatalne warunki drogowe. Większość wypadków zdarza się w sytuacjach... normalnych, w biały dzień, na łatwym odcinku drogi, przy dobrej pogodzie... Ktoś nagle zjeżdża na przeciwległy pas, prosto pod pędzącego tira. Ktoś uderza pieszego na pasach, skręcając w prawo. Ktoś ląduje w rowie. Ktoś wyjeżdża z podporządkowanej mimo czytelnych oznakowań. Prawdziwej przyczyny nie ma w statystykach.

Chyba większość moich znajomych i krewnych miała w życiu przynajmniej jedną stłuczkę lub poważniejszy wypadek. Przejrzałam je wszystkie w głowie. Jaka była ich przyczyna? Nie brawura, nie alkohol, nie niesprawne auto, nie dziurawa droga, nie nieznajomość przepisów. Właściwie w żadnym przypadku.

Było to zmęczenie i stres, a także wynikające z nich: senność, rozkojarzenie i pośpiech.Wpadali do rowu po kilkunastu godzinach bez przerwy za kierownicą, wyjeżdżali z podporządkowanej, bo zawiodła koncentracja, tracili czujność przy wyprzedzaniu, nie zauważali pieszego, wracając do domu po kilku dniach jeżdżenia i pracy.  

Wstajesz o czwartej, wyjeżdżasz o piątej, żeby zdążyć na spotkanie o dziewiątej. Już tak późno? O rany, gazu! Albo - pośpiech do pracy, szef znowu się wścieknie. Jutro jedzie pan w delegację, tylko w piątek rano chcę pana widzieć w biurze. Tylko niech się pani nie spóźni, klient nie będzie czekał! Trzeba coś zjeść, poziom cukru spada jeszcze szybciej niż poziom paliwa w baku, ale to jeszcze tylko 100 km, a na miejscu dadzą chyba jakiś obiad... Chce mi się spać, oczy się zamykają, ale za godzinę, może półtorej będę w domu, wyśpię się we własnym łóżku, szkoda czasu na postój... Prześpisz się? Nie, dzięki, pojadę już dzisiaj, rodzina czeka, wypiję teraz kawę i rano będę na miejscu...

To nie jest margines, to nie jest tylko sektor transportu i jeszcze kilka grup, które kiedyś podróżowały więcej niż inni. Obecnie jeżdżenie w kółko, bez przerwy, setkami kilometrów, bez odpoczynku – to codzienność dla wielu osób... Setki, tysiące, dziesiątki tysięcy zestresowanych, niewyspanych, spieszących się kierowców... Jeszcze 10-15 lat temu praca przyrodnika polegała na tym, że grupa osób jechała w jakieś cenne miejsce, rozbijała namioty albo znajdowała inny nocleg i zajmowała się danym obiektem przez tydzień. Albo jechało się pociągiem do miejscowości A i przechodziło lub przejeżdżało rowerem kilkanaście-kilkadziesiąt kilometrów – i na końcu trasy wsiadało w kolejny pociąg. Dziś w ogólnopolskich czy międzynarodowych projektach trzeba np. zmonitorować łąki albo torfowiska oddalone od siebie o kilkadziesiąt kilometrów, na każdym obiekcie spędzając pół godziny i pędząc do następnego – i to jest norma...

Stresu nie da się zmierzyć w promilach, zmęczenia nie da się łatwo ująć w statystykach. A jednak moim zdaniem to są właśnie przyczyny wypadków – prawdopodobnie istotniejsze niż alkohol czy brawura młodzieńców w beemkach. Nie ma o tym nic na kursie prawa jazdy. Nikt o tym nie wspomina. Może jakaś akcja społeczna? Nie spałeś – nie jedź. Odpuść. Zatrzymaj się. Ale jak się zatrzymać, jak cały świat popędza, pogania, każe gnać, bo kto stoi w miejscu, ten zostaje z tyłu, więc trzeba jechać, pędzić przed siebie, chociaż powieki opadają, a ręce ledwo trzymają kierownicę?

Chyba trzeba zmienić ten świat, bo całkiem oszalał...

1 komentarz:

  1. Niestety wszyscy mamy za dużo na głowie, jak odpuścić skoro mam pracę, studia, dom i dziecko. Pracuję, żeby zarobić, studiuję żeby dalej i lepiej pracować. Dwa tygodnie temu spała po 3 godziny i jeździłam autem, bo uczelnia, promotorka, praca. Takie życie i nie jestem jedyna...
    A młodzież i ich popisy to temat rzeka i temat do mówienia. Głupota nie boli, oni często są nieświadomi. Przykre potem patrzeć jak ktoś taki młody walczy z życiem, ale ma tak połamaną miednice/nogi, że już nie będzie chodzić. Przykre, gdy wynika to z głupoty.

    OdpowiedzUsuń